Niemiecka zbrodnia na mieszkańcach Kutna w lesie Kraśnica koło Gostynina

26 lutego 1940 roku Kazimierz Adamiak kutnowski urzędnik Magistratu po raz drugi w przeciągu czterech miesięcy został aresztowany przez gestapo. Rodzina tym razem o dalszym losie aresztowanego dowiedziała się dopiero po wojnie, dzięki relacji naocznego świadka egzekucji na kilkudziesięciu Polakach, której dokonali Niemcy w dniu 28 lutego 1940 roku w lesie Kraśnica koło Gostynina. Zofia Adamiak podczas ekshumacji zidentyfikowała szczątki ciała męża po ubraniu, w którym znaleziono charakterystyczne wieczne pióro.

Wśród zamordowanych wówczas przez Niemców mieszkańców Kutna znaleźli się również: Henryk Zieliński, Jan Wojciechowski, Władysław Wiatr, Wacław Blaszczyk, Stanisław Błaszczyk, Władysław Lewandowski oraz przodownik policji Cichomski. Już w 1937 roku, (w związku z przygotowywaniem planów obronnych Polski) opracowany został tzw. „elaborat o unieruchomieniu”, który dotyczył prewencyjnego internowania obywateli polskich narodowości niemieckiej na wypadek wojny. W marcu 1939 roku Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało odpowiednie specjalne w tej sprawie. Elaborat miał wejść w życie tuż przed ogłoszeniem powszechnej mobilizacji. Informacje na temat nielojalnych wobec państwa polskiego obywatelach zbierały różne instytucje wywiadowcze, policja oraz urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego i gromadzone je w starostwach powiatowych. Powiatowym komendantem PW i WF w Kutnie był Jerzy Gajewski (pracownik referatu gospodarczego kutnowskiego Magistratu). W biurze Zarządu Miasta sprawami wojskowymi i obronności zajmowali się: Kazimierz Adamiak oraz Eugeniusz Kasparek (obrona przeciwlotnicza). Starosta powiatowy składał do wojewody specjalne sprawozdanie o stanie bezpieczeństwa na swoim terenie. Takie sprawozdania składał od kwietnia 1939 roku do wojewody łódzkiego starosta kutnowski Tadeusz Buyko. W zbiorach Muzeum Regionalnego w Kutnie znajduje się m.in. dokument mianowania K. Adamiaka na stanowisko referenta wojskowego z dnia 20 lipca 1936 roku, podpisany przez Władysława Parniewskiego (tymczasowego burmistrza Kutna).

Jednym z punktów sprawozdania było zachowanie mniejszości niemieckiej. Na podstawie przygotowanych list osobowych policja sporządzała nakaz zatrzymania i pod eskortą przewożono internowanego koleją do obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. W pierwszych dniach września 1939 roku ewakuacja kolejowa stała się niemożliwa, w związku z tym internowani pod eskortą wojska byli prowadzeni pieszo. Administracja samorządowa informacje na temat bezpieczeństwa sporządzała w oparciu o meldunki policji. Duże zainteresowanie policji wzbudzał wzmożona aktywność pastora ewangelickiego Jakuba Rossnagela. W jednym z lipcowych meldunków dotyczących duchownego, który otrzymał komendant kutnowskiej Policji Włodzimierz Wec (Wetz), starszy posterunkowy Józefa Zatorowski opisywał wyjazd pastora z kutnowskimi ewangelikami do Strzelec, a następnie spotkanie w jednym z domów w Kutnie, podczas którego przybyły ze Strzelec mężczyzna przywitał domowników tradycyjnym „hitlerowskim gestem”. Innym razem starszy posterunkowy opisywał wyjazd kutnowskich ewangelików z pastorem do Zdworza koło Gąbina, gdzie duchowny miał stwierdzić: „U nas zanosi się na wojnę i wojna zbliżyła się, lecz nie lękajcie się, pamiętajcie tylko o braciach za granicą, musicie być w tych trudnych czasach solidarnymi braćmi za granicą i na intencję naszą pomódlmy się”. Informacji policki na temat kutnowskich ewangelików dostarczał również Henryk Zieliński, którego zadaniem było spisywanie numerów samochodów Niemców przyjeżdżających do Kutna. Pod szczególną kontrolą był Karol Markwart (kierownik piekarni B. Malickiego) i to wobec niego zastosowane zostały przepisy wynikające z elaboratu odosobnienia. Do obozu w Berezie Karsuskiej K. Markwart (internowany w sierpniu 1939 roku) już nie zdążył dotrzeć. 16 września 1939 roku Niemcy wkroczyli do Kutna, od ponad tygodnia administrowanego przez Tymczasowy Zarząd Miasta z Walerianem Krzemińskim na czele. Za oddziałami wermachtu posuwały się siły policyjne, spośród których największe znaczenie miała Policja Bezpieczeństwa działająca w formie grup operacyjnych (Einsatzgruppen). W Kutnie działała EG nr III, która m. in. zabezpieczała akta pozostawione przez polskie władze administracyjne, wojsko i policję. Rekwirowano całą dokumentację, którą wykorzystywano jako źródło informacji. Drugim sposobem było pozyskiwanie informacji od miejscowych mieszkańców narodowości niemieckiej.

18 października 1939 roku na podstawie informacji od miejscowych ewangelików wytypowano osoby do zatrzymania. Wśród aresztowanych znaleźli się: Kazimierz Adamiak, Marian Szeluga i Henryk Zieliński. Zarzucano im publiczny bojkot sklepów ewangelickich w Kutnie, a K. Adamiakowi wskazanie policji miejsca zainstalowanej niemieckiej radiostacji i pisanie raportów o kutnowskich ewangelikach. Jak się wydaje Niemcy, nie posiadali jeszcze wówczas odpowiednich dowodów w tej sprawie, a dodatkowo w dniu 23 listopada 1939 roku specjalne zaświadczenie o niekaralności i nienagannym postępowaniu oraz apolityczności K. Adamiaka wydał ówczesny tymczasowy burmistrz Kutna Walerian Krzemiński. W rezultacie dodatkowych starań rodzin o uwolnienie bliskich aresztowani zostali zwolnieni. Kazimierz Adamiak ponownie podjął pracę w biurze Zarządu Miasta, tym razem w wydziale ewidencyjnym.

Spokój rodzin zatrzymanych w październiku 1939 roku trwał dwa miesiące. W lutym 1940 roku dowódcą placówki tajnej policji niemieckiej w Kutnie został Obersturmmfuhrer SS Eduard Schmidt i 26 lutego K. Adamiak został ponownie aresztowany. Podczas przesłuchania na gestapo został dotkliwie pobity, lecz nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Aresztowano również H. Zielińskiego i Mariana Szelugę (został wkrótce zwolniony) oraz przodownika policji Cichomskiego. Tym razem gestapo posiadło już odpowiednią dokumentację. W aktach policyjnych, które dostały się w ręce niemieckie, znajdowały się meldunki i dokumenty policyjne, które nie zostały zniszczone. Dwuznaczną rolę w tej kwestii odgrywają dwaj kutnowscy policjanci. Wywiadowca policji państwowej w Kutnie Piotr Zajdler, który podjął służbę w niemieckim komisariacie policji kryminalnej oraz starszy posterunkowy Józefa Zatorowski, który pełnił tam funkcję tłumacza. Niejasna jest również postawa pozostałego w Kutnie komisarza Włodzimierza Wetza.

26 lutego 1940 roku funkcjonariusze gestapo odwiedzili także ks. prałata Michała Woźniaka, który tak pisał we wspomnieniach: „I znów przychodzi gestapo w sprawie zabitego Niemca, zmarłego na gruncie kościelnym we wrześniu. Powiedziałem jak było, lecz to im nie wystarczyło. Pytają się, jak wyglądał, albo jak się nazywał. Gdzie pochowany i w jakiej kwaterze. Mówię im, że to były naloty. Myśmy mieli 300 zabitych i kilkaset rannych, których trzeba było opatrywać. Gdzie tu czas badać czyjś wygląd lub jak się nazywał. Nie wiadomo zresztą, kto to był, może Niemiec, może Żyd. Jeśli postarałem się, żeby był uczciwie pochowany, to zrobiłem to ze względu, iż leżał na polu, gdzie się orze. Myśmy swoich chowali bez żadnego spisu, w nocy, we wspólnej mogile i bez trumien. Tego Niemca pochowano w trumnie i na cmentarzu ewangelickim. Ale w jakiej kwaterze, tego nie wiem”. Niemcy nie zadowolili się jednak tą dyplomatyczną odpowiedzią. Udało im się ustalić okoliczności zdarzenia (na podstawie innych źródeł) i dotrzeć do Stanisława Bartczaka, który uczestniczył w pochówku zabitego Niemca. Żona aresztowanego Stanisława Bartczaka po wojnie zeznała, że: „Wojsko Polskie prowadziło Niemców, zabito jakiegoś cywilnego Niemca, mąż mój szedł wówczas po zaliczkę do fabryki „Kraj” i gdy dowiedział się o tym wypadku, poszedł zobaczyć zastrzelonego, po czym przyniósł z fabryki szpadel i pochowano go. W lutym 1940 roku przyszedł gestapowiec i kazał mi opowiedzieć o zamordowaniu cywilnego Niemca, po chwili wszedł mój mąż, który mu oświadczył, iż wie o tym wypadku. Nie przyznał się wówczas, że przyniósł szpadel i pochował go. Powiedział tylko, że doradzał, aby przysypać wapnem i sam rzucił trochę wapna na niego”. Po dwóch kazano wstawić się S. Bartczakowi do siedziby gestapo na przesłuchanie, z którego już S. Bartczak nie wrócił. Ojciec zamordowanego zeznał, że: „… gdy Wojska Polskie prowadziły Niemców, ewakuowanych z ziem zachodnich, jeden z Niemców zmarł w czasie drogi, syn mój na rozkaz oficera polskiego wykopał dół, w którym pochowano Niemca, gdy wkroczy wojska niemieckie, jeden Niemiec z Kutna nazwiskiem Wedman zameldował o tym gestapo, które mego syna aresztowało, wywieźli do Gostynina, gdzie został stracony…” Wspominany Stefan Wedman w czasie okupacji niemieckiej pracował na kolei jako Bachnschutz, a po wojnie skazany został na karę śmierci za zastrzelenie Polaka o nazwisku Włodarek na dworcu kolejowym w Kutnie. W grudniu 1945 roku Bolesław Bierut skorzystał z prawa laski i zmniejszył Stefanowi Wedmanowi wyrok na 10 lat pozbawienia wolności.

dr Jacek Saramonowicz

Oceń artykuł

Kliknij odpowiednie serduszko, aby ocenić (od najniższej oceny po lewej, do najwyższej - po prawej)!

Średnia ocena 5 / 5. Ilość głosów: 2

Bądź pierwszą osobą, która oceni