Zarówno na wsiach, jak i w miastach, radośnie i hucznie obchodzono ostatni tydzień zapustów, rozpoczynający się w tłusty czwartek. Tego dnia w domach chłopskich gotowano dużo i tłusto, podając obficie kraszone jadło: kaszę i kapustę ze skwarkami. Nie brakowało także na stołach sadła i słoniny. W tłusty czwartek nigdzie nie mogło zabraknąć także smażonych na głębokim tłuszczu słodkich pączków, racuchów, chrustów zwanych faworkami.
Nie wiadomo dokładnie, skąd do Polski przybyły, ale od kilku stuleci pączki są wyłącznie polskim specjałem karnawałowym. Już w XVIII w. Ks. Jędrzej Kitowicz, tak z humorem o pączkach pisał:
„Staroświeckim pączkiem trafiwszy w oko, mógłby je podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku, znów rozciąga się i pęcznieje, jak gąbka do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska”. Tłusty czwartek był tylko wstępem do wesołych zabaw i różnorodnych zwyczajów, które odbywały się w ostatnie dni karnawału, o których powiadano, że są zapustne, mięsopustne, kuse – diabelskie dni, albo ostatki. Właśnie podczas tych ostatnich dni starano się najeść do syta, napić, wybawić, wytańczyć. Tańczono więc i bawiono się, a na ulice wsi i miasteczek wychodziły korowody przebierańców. Na wsi, która najdłużej zachowała dawne swe zwyczaje, biegały po drogach i przychodziły do domów przebierane postacie. Wierzono, że wraz z nimi przybywa do domów dostatek i urodzaj.
Nawiążę tutaj do swoich osobistych refleksji, do wsi, z której pochodził mój tata…
Pamiętam, że w latach 90. wraz z moim bratem , w czasie ostatków, poprzebierani w śmieszne stroje, odwiedzaliśmy mieszkańców wsi Kaszewy Kościelne, śpiewając głośno: „Ostateczki, ostateczki, nie ma chleba ni bułeczki…” W zamian otrzymywaliśmy cukierki oraz drobne pieniądze.
Sylwia Kacalak
źródło:
B. Ogrodowska, “Polskie obrzędy i zwyczaje. Doroczne”, Warszawa 2009.