W lipcu 1897 roku mieszkańcy Kutna byli świadkami przejazdu przez miasto pierwszego „powozu bez koni”. Był to samochód marki Peugeot prowadzony przez Stanisława Grodzkiego. Ten warszawski automobilista w dniu 24 lipca planował wziąć udział w wyścigu samochodowym Paryż – Dieppe, organizowanym przez „Figaro” i „Journal de Sport”. Całą podróż podzielił na 11 etapów, a pierwszy nocleg przewidział w Kutnie.
Stanisława Grodzki był właścicielem warszawskiej firmy sprzedającej maszyny i narzędzia rolnicze, a jednocześnie wielkim miłośnikiem samochodów. W 1896 roku został przedstawicielem handlowym Peugeota i Benza i sprowadził do Warszawy pierwszy automobil konstrukcji Peugeota z silnikiem Daimlera. We wrześniu 1896 roku S. Grodzki sprzedał pierwszy samochód w Królestwie Polskim, a jego nabywcą był przemysłowiec Karol Temler. Cena pojazdu wynosiła wówczas średnio ok. 1500 rubli (krowa kosztowała ok. 50 rubli).
S. Grodzki wybrał się w podróż do Paryża prawdopodobnie Peugeotem type 15 z silnikiem dwucylindrowym, czterosuwowym o pojemności 2423 cm³ i mocy 3,5 KM, z napędem łańcuchowym na tylne koła, którego maksymalna prędkość wynosiła 35 km/h, Warszawskiemu automobiliście, w drodze z Warszawy do Paryża, towarzyszył Zygmunt Józef Najmski, dziennikarz i sekretarz redakcji „Cyklisty” oraz mechanik Zygmunt Creautler.
Całą trasę obliczono na ok. 2 tys. km i 11 etapów. Dwa pierwsze etapy przebiegały przez Królestwo Polskie, w tym pierwszy etap z Warszawy kończył się w Kutnie. Zaplanowano średnią prędkość pojazdu na 20 do 25 km/h. Wyjazd z Warszawy nastąpił 10 lipca 1897 roku o godzinie 8.00. Podróżni zabrali tylko dwa aparaty fotograficzne, części zapasowe do samochodu, zapas benzyny wystarczający na trzy dni podróży, narzędzia do naprawy oraz podręczne bagaże z rzeczami osobistymi.
O godzinie 10.00 automobiliści dotarli do Błonia, a potem do Sochaczewa. Po czterech godzinach jazdy, w okolicach Kozłowa Szlacheckiego, zrobili krótką przerwę na uzupełnienie benzyny i oleju.
W okolicach Łowicza uwagę podróżników skupiły na sobie „kraśne księżanki wykwitające ze złocistych łanów niby maki polne”. Był to czas żniw i pojazd także wzbudzał niemałą sensacje „ludzie odbiegali od roboty, ażeby się bliżej nad drogą przyjrzeć, z chat i zabudowań gospodarczych wychodzą starzy i dziatwa, pokazując sobie jedni drugim dziwny powóz, co jedzie bez koni”. O godzinie 13.30 S. Grodzki dotarł do Łowicza, gdzie na kilkanaście minut zatrzymał się na rynku, po czym udał dalej się w kierunku Kutna. Droga niestety była w złym stanie, tak że automobilistom trudno było wybrnąć „z pokładu ziemi i szabru”. Po godzinie 15.00 podróżnicy dotarli do Kutna, gdzie również wzbudzili ogromne zainteresowanie mieszkańców miasta, gdyż ci „pocztą pantoflową” dowiedzieli się o wyprawie warszawskiego automobilisty i tłumnie wylegli na ulice, a „na gankach domów i w oknach pełno było ciekawych widzów”.
W Kutnie przydarzył się podróżnikom nieplanowany postój na Starym Rynku, gdyż z prawego tylnego koła w samochodzie spadł łańcuch na skutek bardzo wyboistego bruku miejskiego. Po 15 minutach mechanik naprawił usterkę i automobiliści udali się w dalszą drogę. Zgodnie z planem dotarli do Gnojna pod Kutnem, gdzie we dworze baronostwa Zygmunta i Marii Danglów zaplanowano pierwszy nocleg na trasie. Tam spotkali się z „miłą gościnnością” i otrzymali nowy zapas benzyny. Pierwszego dnia podróżnicy przejechali łącznie 120 km., przy średniej prędkości 17,34 km /h. Następnego dnia, w niedzielę o 6.00 rano, podróżnicy udali się w dalszą drogę w kierunku Poznania.
Stanisław Grodzki nie zdążył jednak na wyścig Paryż – Dieppe, z powodu złego stanu dróg głównie w Niemczech i Belgii oraz częstych awarii silnika samochodu. Warszawski automobilista wziął tylko udział w uroczystej paradzie samochodów wyścigowych w Dieppe.
dr Jacek Saramonowicz