Niebezpieczna podróż przez Kutno w początkach I wojny światowej

Zamach w Sarajewie na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda dokonany 28 czerwca 1914 roku zapoczątkował cały ciąg wydarzeń, które ostatecznie doprowadziły do wybuchu I wojny światowej. Atmosferę tamtych wakacyjnych miesięcy oddaje relacja pewnej Polki z Wielkopolski,  która w miesiącu lipcu przebywała na wczasach w Czemiernikach koło Lublina i zmuszona została do natychmiastowego powrotu do domu. Jej podróż powrotna wiodła przez Kutno.
Właścicielem majątku w Czemiernikach był hrabia Karol Roger Raczyński i tam właśnie wypoczywała panna Maria, prawdopodobnie krewna rodziny Raczyńskich, którzy w Rogalinie koło Poznania posiadali swój główny majątek. 27 lipca wczasowiczka z Wielkopolski otrzymała list od rodziców z żądaniem natychmiastowego powrotu do Poznania. Powodem obaw rodziców było narastające poczucie rychłego wybuchu wojny. W Czemiernikach panowała cięgle jednak wakacyjna i „nikt o wojnie nie myślał”. Córka odpisała więc rodzicom, że żadne niebezpieczeństwo jej tam nie grozi i postanowiła dalej korzystać z uroków pięknej Lubelszczyzny. Tymczasem już 31 lipca spokojne dotychczas Czemierniki obiegła informacja o wybuchu wojny i mobilizacji wojska. Gdy informacje o wojnie okazały się prawdziwe Maria  postanowiła natychmiast wracać koleją do Poznania, a swoją podróż planowała rozpocząć na najbliższej stacji Bedlno Radzyńskie. Okazało się jednak, że tamtejszy „dworzec był przepełniony wojskiem, rezerwistami, kobietami żegnającymi mężów, braci i synów” i panował tam „ścisk, gwar, hałas nie do opisania”. Maria postanowiła więc udać się do Międzyrzecza Podlaskiego. Tam naczelnik stacji kolejowej stanowczo odradzał dalszą podróż, gdyż według jego informacji „stacja kolejowa w granicznym Aleksandrowie Kujawskim została już zniszczona”. Wczasowiczka z Wielkopolski postanowiła jednak dalej kontynuować podróż w kierunku Warszawy, dokąd dojechała po pięciu godzinach. Na dworcu warszawskim panował „tłok i ścisk niebywały”, a ulicami miasta „ przeciągały zwarte szeregi wojska różnych broni” i widać było „oficerów w gronie młodzieży wydającej okrzyki na cześć cara i Francji – a na pohybel Austriakom i Niemcom”.
Dzięki  przypadkowo poznanemu mężczyźnie z Wołynia Marii udało się uzyskać audiencję u  samego gubernatora Warszawy, barona Siemiona von Korffa.  Gubernator z uwagi na to, że ruch graniczny w Aleksandrowie Kujawskim został wstrzymany, poradził podróżniczce, aby jechała przez Petersburg i dalej przez Szwecję lub drogą morską z Odessy przez Morze Czarne i Morze Śródziemne poprzez Włochy.
 W tych okolicznościach Maria postanowiła kilka dni poczekać w Warszawie. Okazało się, że do Aleksandrowa będzie odjeżdżał jeden pociąg osobowy, na który podróżniczce udało się kupić bilet. Zatłoczony pociąg dojechał jednak tylko do stacji Pniewo koło Żychlina. Dalej Maria i towarzyszący jej podróżni wynajęli furmankę, której „właściciel za sowitym wynagrodzeniem” zaoferował transport do Kutna.
Na kutnowskim rynku podróżni musieli się tłumaczyć „gromadzie ciekawego żydostwa”, skąd i dokąd jadą, a od mieszkańców Kutna dowiedzieli się, że poprzedniego dnia, tj. 10 sierpnia zastrzelono tu dwóch żołnierzy niemieckich. W związku z tym w mieście panowała nerwowa atmosfera w obawie przed zemstą Niemców i zniszczeniem miasta.
10 sierpnia do Kutna (od strony Krośniewic) zbliżył się jeden z niemieckich patroli. Rosjanie przygotowali zasadzkę na żołnierzy niemieckich przy parkanie cukrowni „Konstancja” i gdy patrol niemiecki przejeżdżał przez tory kolejowe rozpoczęli ostrzał, w wyniku którego zginęło dwóch huzarów. Ulice Kutna i dworzec kolejowy pełne były uchodźców, którzy próbowali wydostać się z miasta w kierunku wschodnim.  Pomimo wielu ostrzeżeń podróżni udali się dalej w kierunku Aleksandrowa, a następnie pociągiem wojskowym do Torunia i stamtąd do Poznania.
dr Jacek Saramonowicz