Sprawa zabójstwa kutnowskiego milicjanta Franciszka Przygockiego

Pod koniec lat 60. tych XX wieku na gmachu komendy powiatowej Milicji Obywatelskiej odsłonięto pamiątkową tablicę ku czci funkcjonariuszy MO i Służby Bezpieczeństwa poległych „w walce o utrwalanie władzy ludowej”. Wśród siedmiu nazwisk widniało nazwisko kaprala Franciszka Przygockiego. W marcu 1952 roku kutnowski milicjant został postrzelony przez nieznanego sprawcę na ul. Grunwaldzkiej i wyniku odniesionej rany zmarł w miejscowym szpitalu. 
Kolektywizacja rolnictwa w Polsce na początku lat pięćdziesiątych XX wieku doprowadziła do ogromnych trudności na rynku żywności. Społeczeństwo próbowało sobie radzić na różne sposoby, omijając obowiązkowe dostawy żywności i rozwijając podziemny handel wzorem z czasów okupacji niemieckiej z lat 1939-1945. Na terenie Kutna i powiatu  działały dobrze zorganizowane grupy przestępcze, które dokonywały kradzieży drobiu, trzody chlewnej i innych produktów.
Jedna z takich grup w nocy z dnia 23 na 24 marca 1952 roku dokonała kradzieży tucznika w jednym z gospodarstw w Bielawkach. Zwierzę zostało zabite strzałem z pistoletu typu T.T.  Funkcjonariusze milicji po przybyciu na miejsce zdarzenia zabezpieczyli ślady i sporządzili dokumentację fotograficzną. Pies tropiący odnalazł w jednym z pobliskich stogów, na terenie pobliskiego Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Malinie, część mięsa z zabitego tucznika. Milicjanci postanowili urządzić zasadzkę na sprawców. Dwóch funkcjonariuszy w cywilnych ubraniach czatowało przy stercie słomy, a dwóch obserwowało trasę Bielawki – Kutno.  Zasadzka została przeprowadzona nieudolnie i sprawcom udało się zabrać mięso ze stogu. Jednym z obserwujących trasę był kapral Franciszek Przygocki, a drugim kapral Wesołowski, który ubrany w jasny płaszcz i po jakimś czasie opuścił miejsce obserwacji aby zmienić ubranie na inne.  W tym czasie (około godziny 20.00) w odległości 400 m od koszar wojskowych przy ul. Grunwaldzkiej kapral F. Przygodzki zauważył jadącego rowerem podejrzanego, który podczas próby zatrzymania oddał w kierunku milicjanta strzał i odjechał. Rannego milicjanta odnalazł żołnierz z pobliskiej jednostki spacerujący z narzeczoną po ulicy Grunwaldzkiej. Żołnierz wezwał pomoc i ranny milicjant został przewieziony sanitarką PCK do szpitala, gdzie jednak po kilku godzinach stracił przytomność i zmarł. Przed śmiercią F. Przygocki został jednak przesłuchany przez szefa kutnowskiej bezpieki Feliksa Brenera i komendanta MO Karola Ludwisiaka. Z zeznań postrzelonego milicjanta wynikało, że strzelał do niego „wysoki mężczyzna w jasnej jesionce”.
Następnego dnia po zdarzeniu ok. 200 metrów od miejsca postrzelenia F. Przygockiego znaleziono drugą część mięsa w worku oraz dwie łuski od pocisków z pistoletu T.T. Już 24 marca 1952 roku do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego wpłynęło doniesienie od informatora „LOTNIK”, w którym mowa była o rzekomej bandzie grasującej na terenie gminy Kutno mającej zabijać milicjantów. Informator twierdził również, że  kapral F. Przygocki posiadał wielu wrogów. W toku śledztwa wytypowano kilkunastu podejrzanych, spośród których zwerbowano do współpracy dwóch informatorów o pseudonimach: „WACEK” i „WANDZIA”. Jeden z informatorów jako sprawcę wskazał pewnego kominiarza mieszkającego przy ul. Inwalidzkiej, który rzekomo chciał zabić jakiegoś milicjanta, aby uzyskać broń do celów rabunkowych. Trop ten okazał się  jednak błędny.
Następnie śledczy zainteresowali się zeznaniami milicjanta A. Zielińskiego, który podał, że podczas służby (tego dnia kiedy doszło do zdarzenia) widział jakiegoś kolejarza, który jechał w kierunku wsi Malina oraz „innego mężczyznę w jasnym płaszczu”. Jeszcze inny trop wskazała pracownica Szpitala Powiatowego, która usłyszała rozmowę o tym, że „milicjanta zabił brat narzeczonej żołnierza, który pożyczył mu broń”.
Podjęte na szeroką skalę czynności operacyjno – śledcze nie przyniosły oczekiwanych rezultatów i w sierpniu 1952 roku komendant MO w Kutnie ppor. Karol Ludwisiak zwrócił się do Prokuratora Powiatowego z wnioskiem o umorzenie  śledztwa.
Nieoficjalnie jednak bezpieka prowadziła dalej działania operacyjne w tej sprawie. Nowe dowody w sprawie pojawiły się ponad dwa lata później, kiedy to dwóch nieznanych sprawców usiłowało dokonać kradzieży inwentarza u jednego z rolników w Starej Wsi. Sprawcy podczas napadu ranili właściciela gospodarstwa w lewą nogę. Ekspertyza balistyczna naboju wykazała, że  kula pochodziła z tej samej broni T.T., którą zabito kaprala F. Przygockiego. Pies tropiący doprowadził milicjantów do mieszkań dwóch potencjalnych sprawców. W trakcie przesłuchania okazało się, że tej nocy kiedy doszło do napadu nielegalnie łowili oni ryby w pobliskim stawie. Funkcjonariusze wykonali dodatkowo ekspertyzę nabojów z 16 sztuk broni będących w posiadaniu m.in. Straży Kolejowej, Straży Przemysłowej  i  jednostki Wojska Polskiego. Dla milicji oczywiste było, to że na terenie Kutna nadal działa nieznana grupa przestępcza, która dokonuje kradzieży posługując się bronią palną. Po raz kolejny opracowany został plan działań operacyjnych i wytypowano potencjalnych sprawców, spośród osób posiadających nielegalnie broń. Wśród podejrzanych znalazł się również członek młodzieżowej niepodległościowej organizacji „Mściwy Jastrząb” Kazimierz Walczak,  będący wówczas na warunkowym zwolnieniu z więzienia. W związku z tym, że napady z bronią dokonywano w południowej części miasta, funkcjonariusze postanowili poddać operacyjnemu rozpracowaniu mieszkańców ulic: Inwalidzkiej, Wilczej i Warszawskie Przedmieście.  Wytypowano krąg osób lojalnie ustosunkowanych do PRL, przy pomocy których dokonano charakterystyki potencjalnych podejrzanych. Agenturę bezpieki stanowili informatorzy o pseudonimach: „BZURA”, „PIÓRO”, „DOBROWOLSKI”, „STYCHNICKI”. Wszystkie te działania nie doprowadziły jednak do wykrycia sprawców, ale zgromadzony materiał operacyjny posłużył aparatowi bezpieczeństwa do prowadzenia innych spraw.
Jeszcze w 1957 roku ówczesny szef kutnowskiej bezpieki Mieczysław Busma pisał, że „z uwagi na wartość operacyjną – akt sprawy nie  należy niszczyć lecz pozostawić w archiwum”.
 dr Jacek Saramonowicz