W 1988 roku, w 70 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, z inicjatywy NSZZ „Solidarność” Ziemi Kutnowskiej, w Kościele p.w. św. Jana Chrzciciela w Kutnie odsłonięta została pamiątkowa tablica ku czci księdza Franciszka Pruskiego – bohaterskiego kapłana rozstrzelanego w 1915 roku przez Niemców „pod stokami prochowni” w Kutnie. W 1964 roku, w Krośniewickich Kartkach Historycznych zamieszczono relację o tym wydarzeniu: „Ksiądz Pruski był proboszczem w Miłonicach. Spadł koło Miłonic lotnik niemiecki z samolotem. Był ranny. Wziął go ksiądz do siebie, opatrzył rany i przez parę dni ukrywał (…) Lotnik i ksiądz bali się Kozaków i okrucieństwa z ich strony. Gdy przyszedł jednak oddział piechoty rosyjskiej, ksiądz zameldował oficerowi i prosił, aby lotnika traktowali jak jeńca i leczyli”.
Sprawa rzekomego zestrzelenia aeroplanu przez polskiego duchownego od początku budziła wiele niejasności. W grudniu 1919 roku, przed sądem okręgowym we Włocławku rozpoczął się proces przeciwko Józefowi Szwarcenzerowi (w czasie okupacji niemieckiej obrońca sądowy w Kutnie i współwłaściciel majątku w Miłonicach) i Karolowi Szwedzińskiemu (prokurator sądu niemieckiego w Kutnie, oskarżyciel księdza). Zarzucano im współudział w zabójstwie księdza i zdradę stanu. W procesie przesłuchano ponad 80 świadków, którzy zasadniczo potwierdzili, że Józef Szwarcenzer wskazał Niemcom miejsce, gdzie ukrywał się ks. Pruski. Proces był jednak poszlakowy i sąd ostatecznie uniewinnił oskarżonych.
W 1933 roku do prokuratury wpłynęło doniesienie, w którym zarzuty przyczynienia się do uwięzienia księdza Pruskiego stawiano innym osobom i prokuratura wszczęła kolejne postępowanie. Wynikało z niego, że kiedy Niemcy zajęli okolice Kutna, miejscowi Żydzi (między innymi niejaki Dancygier z Krośniewic) mieli donieść Niemcom o tym, że ksiądz wydał lotnika władzom rosyjskim. Wyjaśnienie okoliczności zajścia i aresztowania przynosi pamiętnik ks. F. Pruskiego, na marginesie brewiarza, pisany podczas pobytu w więzieniu w Kutnie: „…W końcu sierpnia spadł aeroplan, zestrzelony przez kozaków w miejscowości Podgórze naszej parafii (Kramsk koło Koła). Była godzina 10, gdy po nabożeństwie i spożytym śniadaniu czytałem gazetę, wpadł kościelny, mówiąc: proszę księdza, spadł aeroplan! Odparłem kościelnemu, że niezwłocznie wyjdę, tylko narzucę palto. Ubrawszy się, wyszedłem, a w drodze spotkałem ks. proboszcza, z którym razem udaliśmy się na miejsce wypadku. Gdy tam przybyliśmy, zastaliśmy moc kotłujących się ludzi. Wkładając rękę do kieszeni, wyjąłem rewolwer, tym bardziej że słyszałem głosy ludzkie: „będzie strzelał, będzie strzelał!” Z bronią w ręku nakazałem się ludziom cofnąć i niczego jeszcze nie widząc, powiedziałem: „odbierzcie mu broń”. Podobnie i ks. proboszcz rozpędzał ludzi. Wówczas ujrzeliśmy oficera niemieckiego wybladłego i wystraszonego. Na widok taki, schowawszy broń do kieszeni, podszedłem do niego i jak mogłem, starałem się z nim porozumieć. Po wzajemnym przedstawieniu się dowiedziałem się, że nazywa się on Natzmer, że w aeroplanie miał towarzysza, którego zabito i którego zmuszony był wyrzucić. Ze swej strony zaproponowałem mu, aby poszedł ze mną na herbatę, lecz sprzeciwiał się temu ks. proboszcz, mówiąc, że sprowadzę mu na głowę kozaków … lecz inny obrót przyjęła sprawa. Kiedy spadł ów aeroplan i wyskoczył z niego oficer, ludzie, którzy wówczas byli w polu, podobno rzucili się na niego i przewrócili. Na nas. tj. na mnie i na ks. proboszcza poczęto mówić, że sypaliśmy mu piaskiem w oczy, bili kijami. Ja nawet jakobym miał strzelać, co jako Bóg w niebie jest nieprawdą…”.
W obawie przed aresztowaniem ksiądz opuścił parafię i schronił się w Miłonicach, a następnie wyjechał do rodziny w Łodzi. Kiedy w kwietniu 1915 roku, wspólnie z bratem odwiedził Miłonice, nierozważnie podał Józefowi Szwarcenerowi swój adres zamieszkania w Łodzi. Tam został aresztowany przez policję i przewieziony do Kutna: „… Mój Boże, przez jakie pohańbienie przechodziłem. Skrępowano mi ręce i jak psa na łańcuchu prowadzono dwukrotnie do sądu, gdzie przeczytano mi zeznania dwóch świadków Iza i Lof, jakobym z bronią w ręku, przyłożoną przez długi czas do piersi oficera, jam mu nie pozwolił zbiec. Godzina 12 w południe czekam na rezultat rozprawy, na wyrok, u siebie w celi … O 3 przeczytano mi wyrok śmierci. Amen. Ks. T. Wojdasowi szczerze Bóg zapłać za pożyczenie mi brewiarza. Proszę ode mnie podziękować i pożegnać ks. ks. Wyżykowskiego, Tymienieckiego, Małczyńskiego, Malinowskiego, ks. prałata Szmidta. Wszystkich Was, w Chrystusie bracia, proszę o modły i wspomnienia we Mszy św. za moją niegodną duszę. Salve Christe! Vivat Polonia!
W przededniu wykonania wyroku władze niemieckie zezwoliły kapłanowi na widzenie się z rodziną. Podczas rozmowy duchowny wskazał nazwiska denuncjatorów. Wyrok śmierci poprzez rozstrzelanie wykonany został 17 czerwca 1915 roku rano, o godzinie 7.00. W ceremonii uczestniczył ojciec ks. Pruskiego, który na polecenie władz niemieckich, musiał iść przed prowadzonym na stracenie synem i nieść przygotowaną dla skazańca trumnę. Wyrok wykonano na strzelnicy wojskowej obok prochowni. Duchowny nie pozwolił sobie zawiązać oczu. Rodzina za 15 tys. marek wykupiła ciało, które pochowano na cmentarzu na Starym Cmentarzu w Łodzi przy ul. Ogrodowej. Ocalały niemiecki lotnik, gdy dowiedział się o egzekucji, odszukał rodziców księdza i złożył wieniec na jego grobie, a potem rozmawiał z nimi o tej tragedii.
W 1926 r. społeczeństwo ufundowało nagrobek, którego autorem był znany łódzki rzeźbiarz, Wacław Konopka. Nagrobek został zniszczony w czasie II wojny światowej. W 2018 roku dzięki współpracy Urzędu Miasta Łodzi, Towarzystwa Opieki nad Starym Cmentarzem, Archidiecezji Łódzkiej i firmy Bolsius mogiła ks. F. Pruskiego została odtworzona na podstawie przedwojennych zdjęć. Autorem odtworzonego pomnika jest rzeźbiarz Marek Pankanin.
dr Jacek Saramonowicz