Marsz 37 Pułku Piechoty na Warszawę i udział w walkach podczas przewrotu majowego w 1926 roku.

95 lata temu Józef Piłsudski dokonał „zamachu na demokrację”. „Samotnik z Sulejówka” zarzucał ówczesnym elitom znajdującym się u władzy niski poziom moralny i partykularyzm i głosił hasło „sanacji moralnej”. Przed wieczorem 12 maja 1926 r. padły pierwsze strzały, a rząd Wincentego Witosa ogłosił stan wojenny. Początkowa demonstracja siły piłsudczyków przekształciła się w zamach, pociągając za sobą ofiary wśród żołnierzy i ludności cywilnej. W wydarzeniach tych czynną rolę odegrał kutnowski 37 Pułk Piechoty z jego ówczesnym dowódcą płk. Władysławem Bortnowskim.

Od 1925 roku narastał w Drugiej Rzeczypospolitej kryzys gospodarczy, pogorszyła się również międzynarodowa pozycja Polski, w związku z niekorzystnymi dla naszego kraju postanowieniami konferencji w Locarno. Wszystko to wzbudzało niezadowolenie społeczne i podnosiło poziom niezadowolenia Polaków z funkcjonowania systemu demokracji parlamentarno – gabinetowej. Wyraźnie widać było mankamenty polskiej „sejmokracji”. Coraz silniej, z różnych stron sceny politycznej pojawiać zaczęły się głosy naprawy ustroju Państwa. Związek Ludowo Narodowy (Narodowa Demokracja) głosił hasła usunięcia „partyjnictwa” w parlamencie, zmniejszeniu do połowy liczby posłów i senatorów oraz przywróceniu autorytetu Sejmu RP. Aktywizować zaczęły się także środowiska lewicowe i zwolennicy marszałka J. Piłsudskiego.
Prezes Związku Ludowo Narodowego w Kutnie dr Antoni Troczewski na łamach „Tygodnika Kutnowskiego” wystąpił z propozycją zmian społecznych i ustrojowych w Polsce. W artykule pt. „Samoobrona społeczna przeciw anarchii” piętnował stan anarchii w państwie i bezczynność władz administracyjnych wobec burzliwych obchodów pierwszomajowych i domagał się zapewnienia przez rząd spokoju i bezpieczeństwa. Z ubolewaniem stwierdzał, że sejm i rząd nie są w stanie zapewnić ładu w państwie. Receptą na postępujący rozkład państwa miała być według doktora z Kutna „samoobrona społeczna”: „… Niech każdy powiat – każde miasto, każda gmina czy parafia zorganizuje u siebie wszystkie żywioły w ramach jednej z zalegalizowanych już organizacji, czy to będzie Towarzystwo Sokół, czy Straż Narodowa, czy jaka inna…”. Koncepcji „uzdrowienia” i naprawy ustroju Polski ZLN nie zdążył już zrealizować, a inicjatywę w tej kwestii przejął Józef Piłsudski i jego zwolennicy.
W grudniu 1925 roku szefem 37 PP w Kutnie został „piłsudczyk” płk Władysław Bortnowski. Jako dowódca kutnowskiego pułku zamieszkał (wraz z żoną Wandą i synem) w trzypokojowym mieszkaniu w koszarach pułkowych. Do początków maja 1926 roku życie pułkowe toczyło się w dotychczasowym rytmie. Kompania pod dowództwem kapitana Kielara uczestniczyła w szkoleniu się na poligonie w Raduczu), a 3 maja 1926 roku żołnierze i oficerowie uczestniczyli w kutnowskich obchodach kolejnej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Nowością dla żołnierzy 37 PP było zarządzone przez płk. W. Bortnowskiego „pokazowe” strzelanie sportowe z ciężkich karabinów maszynowych (ckm) na strzelnicy pułkowej w dniu 9 maja. Sam dowódca 37 PP po latach twierdził, że nic nie wiedział o przygotowaniach do przewrotu wojskowego w Warszawie i dopiero: „11 maja 1926 roku, późnym wieczorem usłyszałem lekkie pukanie do drzwi wejściowych. Wszedł nieznany mi oficer. Nie przedstawiając się, pogmerał w kieszeni i wręczył mi bez słowa wymiętą kartkę papieru i wykrztusił z siebie słowa: „to dla pana pułkownika”. Przeczytałem: Władku Komendant jest na moście Kierbedzia. Maszeruj natychmiast ze swoim pułkiem albo sam do Warszawy (Styk)”. W rzeczywistości oficer z „rozkazem” od Szefa Oddziału I Sztabu Generalnego Wacława Stachiewicza przybył do Kutna w nocy z 12 na 13 maja, dokładnie 10 minut po północy i zameldował o objęciu władzy w stolicy przez marszałka J. Piłsudskiego. Następnie do drzwi mieszkania dowódcy 37 PP zapukali dwaj podoficerowie żandarmerii i dostarczyli depeszę podpisaną przez premiera rządu RP Wincentego Witosa i ministra spraw wojskowych gen. Juliusza Malczewskiego o treści: „Wszystkie oddziały mają nie opuszczać swych garnizonów, pozostawać w koszarach, wyjście z koszar dozwolone jest tylko dla jednego plutonu…”. Jak dalej wspominał W. Bortnowski:„… W pewnym momencie do pokoju weszła żona Wanda i powiedziała: „Władku! Co się dzieje? Odpowiedziałem, że niewiele sam wiem, ale że marszałek Piłsudski wzywa mnie do Warszawy. Po czym spytała, jak zamierza postąpić?” Pułkownik W. Bortnowski odpowiedział, że: zamierza iść „albo z całym pułkiem, albo sam”. Wówczas żona podeszła do niego i powiedziała: „to idź Władku” i ucałowała go w czoło”.
W rzeczywistości dowódca 37 PP posiadał pewne rozeznanie o sytuacji w Warszawie. 12 maja po południu w rozmowie telefonicznej z dowódcą kompanii szkolnej (powracającej marszem pieszym do Kutna z obozu ćwiczeń w Raduczu) dowiedział się o wyruszeniu 10 PP z Łowicza do Warszawy. W Bortnowski otrzymał także ustny rozkaz dowódcy DOK IV (podany telefonicznie przez ppłk S. G. Stankiewicza) o odwołaniu urlopowanych, zakazie wyjazdów oficerów i podoficerów do Warszawy oraz wymarszu z garnizonu bez zezwolenia dowódcy DOK. Dowódca 37 PP telefonicznie poinformowany został także przez Szefa Sztabu DOK nr 1 płk. Erwina Więckowskiego o sytuacji w Warszawie.

Płk W. Bortnowski obawiał się reakcji żołnierzy na rozkaz o „marszu na Warszawę” i brał nawet po d uwagę to, że: „posadzą go w areszcie”. W pewnym momencie dowódca 37 PP zamknął się w swoim mieszkaniu i planował drogę ucieczki z Kutna. Ostatecznie jednak przywdział mundur galowy i zszedł na parter budynku koszar do dowództwa pułku, gdzie zebrali się wszyscy oficerowie pułku, w tym: zastępca dowódcy pułku Albin Skroczyński. W. Bortnowski poinformował zebranych, że marszałek J. Piłsudski wzywa 37 PP do Warszawy i po chwili ciszy dodał, że ten, kto nie pomaszeruje do stolicy „będzie zamknięty na czas wymarszu, aby nie mógł przeszkadzać”, następnie podniesionym głosem dodał: „Niech wystąpią Ci, którzy mają zastrzeżenia do mojej decyzji?”. Wówczas wystąpił ppłk A. Skroczyński i stwierdził, że: „my nic nie wiemy, o co chodzi w Warszawie”, na co W. Bortnowski odrzekł, że też nic nie wie, ale „ważny jest rozkaz Marszałka”. Po czym zapytał wszystkich oficerów, czy wyrażają chęć maszerowania, a ci wszyscy jak jeden mąż odpowiedzieli: „Tak jest panie pułkowniku”.

Już po przewrocie majowym w specjalnym raporcie płk W. Bortnowski pisał: „…Otwarcie można powiedzieć, że 50 % ogółu żołnierzy, nie uczyniło tego (poparcia J. Piłsudskiego) z pełnego zrozumienia stanu rzeczy i sytuacji, lecz uczyniło to jedynie ze względu na posłuszeństwo wobec swych dowódców i przełożonych…”. Po tej deklaracji (ok. godziny 1.30 w nocy z 12/13 maja) dowódca 37 PP rozkazał ogłosić alarm w koszarach pułkowych (również w tych przy Starym Rynku) oraz polecił wydać żołnierzom nowe mundury, ostrą amunicję oraz przygotować tabor, kuchnie polowe i transport kolejowy do Warszawy. Następnie do Łęczycy wysłany został samochodem kpt. Kozubal, z rozkazem dołączenia się do „marszu na Warszawę” III batalionu (marszem pieszym na Łowicz bądź koleją). W Kutnie pozostał por. Sedlaczek z 2 kompanią strzelecką i oddziałem sztabowym.
Odjazd dwóch batalionów 37 PP z Kutna w kierunku Warszawy nastąpił po godzinie 7. 40 rano 13 maja 1926 roku. W Sochaczewie W. Bortnowski otrzymał rozkaz zniszczenia torów kolejowych, trwało to ok. 3 godzin. Dalszy przejazd ubezpieczany był specjalnym parowozem z platformą, na której był zainstalowany ckm. Przed Warszawa rozpoczęło się bombardowanie transportu przez lotnictwo, co wymagało to ciągłego naprawiania toru kolejowego. W Błoniu dowódca 37 pp. otrzymał rozkaz wyładowania się w Ożarowie i zaatakowania posterunku w Gołąbkach, który miał być już opanowany przez wojska wierne rządowi i prezydentowi Wojciechowskiemu. Stacja w Warszawie – Gołąbkach okazała się jednak wolna od wojska. Dalej żołnierze 37 pułku przemieszczali się pieszo wzdłuż torów, które były nieustannie bombardowane przez lotników (trzy pół eskadry, na pułk spadło 14 bomb). Po dotarciu do centrum Warszawy pułkownik W. Bortnowski osobiście zameldował się u marszałka J. Piłsudskiego i gen. Gustawa. Orlicz Dreszera, gdzie otrzymał ustny rozkaz zajęcia pozycji się na prawym skrzydle 1 pułku szwoleżerów w rejonie ulicy Żelaznej. Zajmowanie pozycji trwało całą noc z 13 na 14 maja. O godzinie 5.00 W. Bortnowski otrzymał rozkaz zdobycia Stacji Filtrów, Wyższej Szkoły Wojennej i Kolegium im. S. Staszica, a następnie lotniska na Mokotowie. Szczególnie zacięte walki trwały o budynek Wyższej Szkoły Wojennej, opór został przełamany użyciem trzech dział. Kolejny szturm kompanii szkolnej 37 PP pod dowództwem kpt. Kielara zakończył się sukcesem.
W specjalnym raporcie do Komisji Likwidacyjnej kierowanej przez gen. Lucjana Żeligowskiego w czerwcu 1926 roku W. Bortnowski opisał swoje przemyślenia z walk ulicznych w Warszawie: „ … prowadzenie walk ulicznych oddziałem takim jak kompania nasuwa zbyt wiele trudności dowódcy, które wynikają w pierwszym i najważniejszym względzie z niemożliwości kierowania, dowodzenia rozdrobnionymi częściami kompanii… Co do użyteczności i uzbrojenia, jaką w walkach ulicznych widziałem… najwięcej użyteczne okazały się c.k.m. i l.k.m. działa polowe i granaty ręczne…”. Z dokumentacji zgromadzonej przez Komisję Żeligowskiego wynika, że podczas walk w Warszawie w maju 1926 roku zginęło 8 żołnierzy (1 podoficer, 7 szeregowców), rannych zostało 35 żołnierzy (3 oficerów, 1 podoficer, 31 szeregowców). Dwóch żołnierzy uznano za zaginionych. Ostatecznie straty 37 PP ustalono na: 9 zabitych i były one jedne z największych procentowo po stronie wojsk popierających J. Piłsudskiego. Wśród zabitych żołnierzy 37 pp byli: kpr. Jan Iwan, kpr. Wacław Żółtowski, st. szer. Jan Moskaluk, szer. Józef Cholewa, szer. Lejzer Gutenberg, szer. Leon Siemiński, szer. Wilhelm Tom, szer. Szurek Kalman, plut. Michał Łódź. Zabici w większości pochowani zostali w Warszawie. Zwłoki kpr. W. Żółtowskiego zostały sprowadzone do Kutna i pochowane na miejscowym cmentarzu.
W piśmie W. Bortnowskiego (w zbiorach Muzeum Regionalnego w Kutnie) informującym ojca zabitego o ukończeniu szkoły podoficerskiej przez W. Żółtowskiego czytamy: „… zginął pod rozkazami Marszałka Piłsudskiego od kuli bratniej jak dzielny i zdyscyplinowany żołnierz w pierwszym szeregu walczących z wiarą w lepsze jutro Ojczyzny”.

dr Jacek Saramonowicz